Czy łatwo jest budować Kościół równolegle z kościołem? – przypominamy tekst wywiadu, który ukazał się na łamach naszej parafialnej gazetki „Zwiastun Fatimski” w 2006r.
W trzecim roku budowy kościoła Parafii p.w. Matki Bożej Fatimskiej z ks. kan. Stanisławem Górskim – proboszczem naszej parafii rozmawia p. Czesław Sikorski:
Księże Proboszczu, w pierwszym pytaniu chcę dotknąć samych korzeni naszego Kościoła parafialnego. Jest więc rzeczą zrozumiałą, iż będzie ono nieco dłuższe od pozostałych pytań.
Wszystko zaczęło się 4 sierpnia 1991 roku. Niedzielne przedpołudnie, na palcu, gdzie obecnie wznoszą się mury kościoła, mieszkańcy Osiedla Międzytorze zebrali się na pierwszej Mszy świętej. Sceneria niezwykła, prowizoryczny ołtarz, dwie walizy z szatami liturgicznymi, naczyniami liturgicznymi i księgami liturgicznymi. Na oczach zebranych, kapłani przygotowują się do Mszy świętej. Głos zabiera ks. prałat Stanisław Kutniewski – dziekan dekanatu Płockiego. Po przedstawieniu decyzji Biskupa Płockiego o utworzeniu nowej parafii pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej, Ksiądz Prałat przedstawił nam Księdza Stanisława Górskiego jako naszego Proboszcza. Następnie usłyszeliśmy pierwsze słowa Proboszcza skierowane do nas. Rozpoczęła się pierwsza Msza święta w naszej parafii. Co chwilę wiatr pochylał, a czasem gasił płomienie świec, a przejeżdżające pociągi (wtedy o wiele częściej) zagłuszały liturgię Mszy świętej. Otóż, stanął Ksiądz przed olbrzymim zadaniem, a mianowicie równoległe budowanie Kościoła żywego i kościoła jako świątyni.
Jeśli więc można zapytać; czy wtedy, stojąc przy ołtarzu polowym, ksiądz zdawał sobie sprawę ze skali trudności zadania? Było to przecież pierwsze, na taką skalę zadanie, postawione przed młodym księdzem?
Jest to cudowne, gdy ma się wewnętrzne przekonanie, że człowiek – ksiądz nigdy nie jest sam. Są ci, dla których kapłan pracuje – parafianie, ale jest przede wszystkim Ten, który powołał – Bóg: „Ja jestem zawsze z wami…”. Z tym przeświadczeniem podjąłem się tej pracy. Trudności – jak najbardziej zdawałem sobie sprawę z ich ogromu, choć z aż tak daleko posuniętych problemów, które zostały tutaj stworzone, oczywiście nie. Sam fakt budowania kościoła i obiektów towarzyszących – ta część materialna, jest już ogromnym wezwaniem, a do tego dochodzi wezwanie budowania Wspólnoty parafialnej, czyli żywego Kościoła.
Z kościołem materialnym, w początkowym stadium rozmów, jakie zostały przeprowadzone z władzami, nie miało być problemów. Schody zaczęły się od momentu ogłoszenia dekretu o utworzeniu nowej wspólnoty parafialnej. Brak zgody na przekazanie terenu pod budowę, nawet by móc na tym obecnym placu, na którym buduje się obecnie świątynia, odprawić Mszę Św. władze spółdzielniane musiały wyrazić zgodę, co okazało się to wcale nie takie proste, choć tę decyzję, jak mnie zapewniano na owych spotkaniach, bym nie myślał, że „oni” – czyli mający władzę, nie są ludźmi niewierzącymi. Nie wypada tu już wspominać o poziomie owych spotkań! – z bluźnierstwami włącznie.
Z budowaniem Kościoła żywego, jako wspólnoty, również spotkałem się z niezrozumieniem. Po co, dla kogo… z obojętnością włącznie. W wielu mieszkaniach – nie w jednym – przyjęto mnie podczas wizyty duszpasterskiej tylko dlatego, że inny ksiądz – czyli z innej parafii tu nie przyjdzie – mówiono: „już ostatecznie niech ksiądz wejdzie i pobłogosławi nasze mieszkanie”.
Takie to były początki, jeszcze wówczas młodego księdza. Czy radosne? Czy budujące? Czy podtrzymujące na duchu, by dodać otuchy do wspólnego budowania? A dzisiaj – może niech każdy sam sobie da odpowiedź…
W kolejnym roku 1992 cały nasz młody Kościół przeżył tragiczny moment. Oby nigdy nie powtórzył się w historii naszego Kościoła. W majową noc, poprzedzającą Pierwszą Komunię Świętą naszych dzieci, spłonęła drewniana kaplica, którą z takim zaangażowaniem i poświęceniem parafianie budowali w jesienno-zimowe dni i noce na przełomie roku 1991/1992.
Kolejna inwestycja to przebudowa wiaty stalowej na obecną kaplicę. Kolejny, zastępczy etap pochłonął znaczne środki i tym samym odsunął na dalszy plan docelową inwestycję.
Można w tym miejscu postawić pytanie – czy na tamtym etapie nie należało rozwiązać warunków socjalno-bytowych, poza obrębem wiaty, aby docelową budowę rozpocząć po zgromadzeniu środków pozwalających na kontynuowanie inwestycji bez koniecznych przerw warunkowanych środkami inwestycyjnymi?
Pytanie wydaje się być dość zasadnym. Tak logicznie rzecz ujmując, należało postąpić. Ale tu jest kolejny problem. Parafia na ówczesny czas nie miała ani kawałka gruntu na własność, by takową inwestycję pod nazwą socjalno – bytową móc realizować. Po spaleniu kaplicy parafia uzyskała zgodę, by za własne pieniądze ówczesną wiatę, obecną kaplicę, przygotować jako obiekt sakralny – czyli tymczasową kaplicę, z wydzieloną, bardzo skromną częścią mieszkalną. Zgoda na przystosowanie owej wiaty nie powodowała jednocześnie własności – już kaplicy parafialnej. Myślę, że to był ewenement w Polsce, a może i na świecie, kiedy właścicielem kaplicy była Mazowiecka Spółdzielnia Mieszkaniowa w Płocku, a Parafia otrzymała od owej Spółdzielni status „użytkownika” przez siebie wybudowanego obiektu, czyli kaplicy. Czy można było na ówczesnym etapie zrobić coś więcej? – nie było takich możliwości.
Patrząc na plac budowy widzimy zakończony w zarysie zewnętrznym kompleks socjalno-gospodarczy, wizualnie bardzo okazały, o niezłym rozwiązaniu architektonicznym, oraz pierwsze mury świątyni.
Z pewnością większość parafian zdaje sobie sprawę z obecnych warunków mieszkaniowych księży i możliwości funkcjonowania działalności przy parafii. Czy zechciałby Ksiądz Proboszcz przekazać parafianom jaki jest dalszy plan strategiczny prowadzonej inwestycji, skoro wiemy, że zasadniczym błędem każdego procesu inwestycyjnego jest rozdrobnienie środków inwestycyjnych na wielu frontach robót. Skoncentrowanie środków i dokończenie określonego etapu, zgodnie z planem, pozwoliłoby zagospodarować poszczególne etapy i ułatwić bieżące życie w parafii.
Z takim myśleniem i z takim podejściem, całkowicie się zgadzam. Jest to na wskroś ekonomiczne, bezpieczne i o wiele wygodniejsze budowanie. Tak chciałem uczynić, ale czynnik ludzki, od którego parafia przede wszystkim jest uzależniona i brak zrozumienia spowodował, że należało rozpocząć budowę obydwu obiektów jednocześnie. Taka decyzja wynikła z rozmów z parafianami podczas wizyt duszpasterskich. Nie zawsze od strony logicznej, ekonomicznej, gospodarczej jest tak najlepiej, ale ów czynnik ludzki i opinię parafian również trzeba uwzględnić, bo to ma również swoje odniesienie w stosunku do podejmowanych decyzji.
Prowadzenie wielobranżowej inwestycji wiąże się wielokrotnie z trudnymi decyzjami, często profesjonalnymi. Czy zechciałby Ksiądz Proboszcz przekazać, z jakich źródeł doradztwa korzysta Ksiądz, czy w procesy decyzyjne włącza również parafian?
Projekt danego obiektu musi być opracowany przez Architekta, Konstruktora, zatwierdzony u odpowiednich władz, które wydają w następnej kolejności, po spełnieniu wszystkich warunków, zgodę na budowę. To taki wstępny etap, ale bardzo długi, kosztowny i wymagający wiele cierpliwości, by kolejne szczeble urzędnicze przebrnąć.
Po wszystkich zatwierdzeniach, gdy parafia uzyska pozwolenie na budowę, to wówczas może przystąpić do realizacji planu zgodnie z tym, co zostało zatwierdzone. Nie można tu sobie pozwolić na jakąkolwiek samowolkę – zresztą tu chodzi o bezpieczeństwo ludzi. Na współczesne czasy trzeba mieć Inspektora nadzoru budowlanego, Kierownika budowy i Firmę, która to będzie realizować – trzeba to zgłosić do Urzędu i po zatwierdzeniu Urząd wyraża zgodę.
Rozmowy z parafianami w tym etapie są ważne – bo te opinie, które zbierałem, myślę że są przeniesione na nasz obiekt. Co do wyliczeń ostatecznych konstrukcji, jak i wyglądu, muszą tu decyzje podejmować ludzie mający do tego uprawnienia, których decyzje również zatwierdza się u odpowiednich władz. Najczęstsza opinia, jaką słyszałem od parafian, to by nasz kościół swoim zewnętrznym wyglądem przypominał kościół – i myślę, że to zostało zrealizowane. Mogę zdradzić, że nad wystrojem wnętrzna, już na tym etapie budowy, pracuje architekt wystroju wnętrz kościoła.
Do historii budowy naszego Kościoła żywego i kościoła – świątyni wyjątkowo są zbieżne słowa Anny Kamieńskiej – „Człowiek nie może tak rzucić kamieniem, żeby nie trafić w Boga”. Z wielu relacji Księdza, takie kamienie miały miejsce, ale to już chyba historia. Jak dzisiaj Ksiądz ocenia klimat związany z budową?
Chciałbym to już widzieć jako historię. Niestety – myślę, że w tej parafii niszczenie, daj Boże, skończy się z chwilą wybudowania obiektów i w pełni ich użytkowania. Jest pewien procent społeczeństwa, który idąc przez życie – musi niszczyć – i my tego, jako parafia doświadczamy i to nie gdzieś od jakiś wrogich czynników niewiadomego pochodzenia, ale od naszych mieszkańców. To oczywiście boli i to nie tylko mnie – Proboszcza – ale wielu parafian, co już wielu daje to odczuć, choćby to, że widząc tych, co wchodzą i niszczą – o tym powiadamiają. Można wówczas reagować.
To oczywiście nikły procent, ale on jest. Ogromna większość – to parafianie, którzy rozumieją potrzebę budowy, wspierają ją swoim groszem – ofiarami, a ci, którzy nie mogą, mówią z bólem serca „nie stać mnie, ale ile mogę, to ofiaruję, a modlitwę na pewno”.
Chciałbym serdecznie podziękować wszystkim, którym wspólne dobro naszej parafii leży na sercu. Za zrozumienie, zaangażowanie, składane ofiary, serdeczne BÓG ZAPŁAĆ – a Bóg, który wszystko widzi, niech obdarza swoimi łaskami.